Chrząstowice katolickie randki
Impreza odbywała się w warszawskim klubie "Proxima". Była sobota, godzina , gdy wchodziłam do klubu. Pierwsze spostrzeżenie: wygląda to zupełnie normalnie, niepozornie. Na sali stało 26 stolików, na każdym z nich numerek. Organizatorzy zapytali mnie przy wejściu, czy brałam już wcześniej udział w chrześcijańskich randkach. Odparłam, że nie. W kilku zdaniach wytłumaczyli mi, na czym polega speed dating i wręczyli instrukcję, "dekalog singielki" oraz formularz do wystawiania ocen panom. Następnie miałam napisać imię na identyfikatorze i zająć miejsce przy stoliku numer Zanim rozpoczęło się randkowanie, miałam chwilę, żeby zaznajomić się z rozdawanymi kartkami.
W instrukcji napisane było: "speed dating ma jedną główną zasadę — nawiązanie relacji". Dołączyli także porady, o czym rozmawiać z partnerem. Przede wszystkim radzili, żeby zapomnieć o standardowych pytaniach: "Skąd pochodzisz? Zamiast tego zaproponowali, aby zacząć dialog od "absurdalnego stwierdzenia", na przykład: "Założę się, że zimą nosisz zielone skórzane rękawiczki".
Podobno wybije to rozmówcę z typowego toku rozumowania. Na deser zostawiłam sobie do przeczytania "dekalog singielki". To był pierwszy moment, kiedy poczułam się dziwnie. W drugim punkcie napisali: "Zadbaj o swój wygląd. To, czy druga osoba wyda nam się interesująca, w dużej mierze zależy od tego, czy nam się spodoba wizualnie. Nie bądź zgarbiona, bądź damą! Nie bój się wyglądać atrakcyjnie". Dekalog to zbiór podstawowych nakazów moralnych, więc zaskoczyło mnie poruszenie względów estetycznych.
Dopiero ostatnie "przykazanie" mówiło jasno uczestnikom imprezy: "Stawiaj Pana Boga na pierwszym miejscu".
Przytoczyli słowa św. Ignacego: "Módl się jakby wszystko zależało od Boga, ale działaj jakby wszystko zależało od Ciebie". Rozpoczęcie zbiorowej randki oznajmił pierwszy dzwonek, później rozbrzmiewał co 5 minut. Był to znak do zmiany partnerów - panie pozostawały przy swoich stolikach. Panowie przesiadali się o jedno miejsce, do kolejnej kandydatki. Naprzeciw mnie siadł pierwszy kandydat. Musieliśmy zacząć od obowiązkowych formalności, czyli przypisania imienia do numerka.
Czy sześciolatkowi wyszukasz zapasowe moduły do produktu, jaki plecak dla dziecka do szkoły
Następnie przystąpiliśmy do rozmowy. Zwyczajny student, raczej z kategorii tych nieśmiałych.

Dialog - klasyczny, nie posłuchaliśmy porad organizatorów. Paweł zapytał, czym się zajmuję w życiu, w jaki sposób spędzam wolny czas.
- To wciąga strasznie!
- Kiedy opłaca się stosować montelak i juvit u osiemnastomiesięcznego chłopaka;
- kulesze kościelne randki dla seniorów.
Na takich pytaniach upłynęło 5 minut. Dzwonek, naprzeciw siada następny mężczyzna. Przy kolejnej osobie nie było już tak zwyczajnie. Zapytałam Michała, czego szuka na takim spotkaniu. Odpowiedział: - Jestem z Podkarpacia i Duch Święty mi powiedział, żebym tu przyjechał. Na co dzień pracuję z młodzieżą i staram się ich językiem katechizować. Cały czas opowiadam im o Bogu. To prawdziwe źródło tego, co dzieje się w naszym życiu. Dzwonek, następny. Odparłam, że jestem miłośniczką klasyki i po prostu lubię czerń.
Oburzony wyznał: - Przecież to szatański kolor. Po czym dodał: - Czy ty w ogóle chodzisz do kościoła? Należysz do jakiejś zorganizowanej grupy religijnej? Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a on zdążył zmienić wątek. Zaczął opowiadać o specjalnych mszach dla singli i polecać portale randkowe, na których mogę znaleźć wierzących mężów.
Ale czy wiernych? W tym przypadku te 5 minut zdecydowanie się dłużyło. Następny randkowicz, o imieniu Damian, zapytał, jakiej muzyki słucham. Oznajmiłam, że to zależy od nastroju i że lubię zarówno alternatywną, jak i klasyczny jazz. Ewidentnie nie nadawaliśmy na tych samych falach, poza tym coraz bardziej mnie irytował. Z premedytacją więc włożyłam kij w mrowisko: - Jak mam być konkretna, to najczęściej słucham Madonny. Zasiałam wiatr, zebrałam więc burzę: - To satanistka, jak możesz jej słuchać? Ona obraża Boga!
Jeszcze mi powiedz, że Nergala lubisz, który pali Biblię. Dziewczyno, ogarnij się! Powinnaś się pomodlić za to, co powiedziałaś! Pragną serdecznej, długiej rozmowy. Ja mam dla nich czas. Niekiedy wypłaczą się. Ich wiara została uśpiona przez to, że zaczęli brać.
reviews personals #top
Niewierzący też chcą ze mną rozmawiać. Czuję się tu potrzebny. Wiem, że mam nie tylko odprawiać Mszę św. W Zbicku bywa 2—3 razy w tygodniu, a czasem częściej, jeśli pojawia się pilna potrzeba. Jego staraniem powstała tu kaplica pw. Przychodzą do niej nie tylko wierzący. Niektórzy piszą tam listy, czytają. Byłam kiedyś w innym ośrodku, ale tam tak nie było. Brakowało zainteresowania ludźmi, pomocy w startowaniu w nowe życie. Kończyło się terapię i odchodziło.
Nikt się tobą dalej nie interesował.
Złodzieje paliwa zatrzymani w Opolu
A tu bije ciepło: od terapeutów, od ludzi, którzy tu są. Zawsze można liczyć na pomoc — mówi Maja. Bez wiary, że przychodzący do nas może zmienić siebie, swoje życie, nie da się tu pracować. Mimo że 80 procentom przychodzących nie udaje się zerwać z narkotykami, my cieszymy się tymi 20 procentami — mówi Roman Piniaś.
To był okres, kiedy wirus HIV wzbudzał w Polsce paniczny strach. Mieszkańcy pikietowali przed mającymi powstać ośrodkami, wybijali w nich szyby. Nie udało się utworzyć ośrodków m. A w Zbicku tak. Obyło się bez gwałtownych protestów — wspomina Krystyna Jasnosz. Teraz w spotkaniach, festynach i uroczystościach zbickiego Monaru sąsiedzi chętnie biorą udział i pomagają: przynoszą dary. Obecnie ośrodek w Zbicku jest jednym z niewielu w Polsce, w którym mogą zamieszkać i podjąć terapię matki z dziećmi. Aktualnie jest pięć mam z dziećmi.
Kiedy wróciłam po terapii, zderzyłam się z tym, że nie umiem sobie z nim poradzić. Kiedy zdecydowałam się na kolejną terapię, powiedziałam, że pójdę tylko z dzieckiem. Wiem, że jest trudno. Ale dziewczyny nie wiedzą, że tu są naprawdę dobre warunki i ludzie, którzy rozumieją inne matki, znają problem od podszewki — mówi Maja.