Giby szybkie randki
XIX w. Głównym punktem programu jest jednak zwiedzanie tutejszej warowni. Bilet rodzinny, uprawniający do zwiedzenia całego zamkowego Muzeum Narwy i wejścia na metrową wieżę Pikk Hermann jest warty swojej ceny 12 Euro. Dociekliwi mieliby okazję dokładnego obejrzenia ekspozycji historycznej, nas bardziej interesowały zamkowe wnętrza i wspaniały widok roztaczający się ze szczytu wieży. Widok granicy estońsko-rosyjskiej, podkreślony dwiema stojącymi na przeciwległych brzegach rzeki fortecami był niezwykle symboliczny. Chłopaki chętnie wspinali się na osiem pięter zamkowego muzeum razem z nami, a największym hitem dla nich była … średniowieczna toaleta.
Po podniesieniu drewnianej pokrywy ukazywał się otwór prosto na dwór, kilkadziesiąt metrów w dół. Miałby wątpliwe szczęście przechodzący na dole nieszczęśnik, który znalazłby się tu w niewłaściwym czasie… Po obejrzeniu zamkowych wnętrz zaglądamy jeszcze na rozległy dziedziniec. Obsługa muzeum zadbała, by prezentował się on jak za czasów średniowiecznych — przechadzają się po nim ludzie ubrani w stroje z epoki, urządzane są pokazy starego rzemiosła.
Chłopaki natychmiast wczuwają się w klimat i wskakują na stojącego na środku dziedzińca karego rumaka …z drewna i na biegunach:. Wychodząc z zamku, napotykamy na jeszcze jedno dziwo: jeden z niewielu już zachowanych pomnik Lenina wygłaszającego przemowę.
Przed wejściem do narwiańskiej warowni — świadectwo dawnych czasów. Twierdza w Iwanogrodzie jest o rzut beretem. Na szczycie widzimy zwiedzających i rosyjską flagę. Rzut oka na zamkowy dziedziniec i graniczną Narwę. Chłopcom najbardziej podobała się … toaleta.
Wyróżnione ogłoszenia
Po otworzeniu klapy widok nad wyraz atrakcyjny. Po zwiedzeniu zamku porządnie nam wszystkim burczy w brzuchach. Ruszamy więc ochoczo do przyzamkowej restauracji, chwalącej się serwowaniem dań średniowiecznych. W środku czeka na nas zimny prysznic: przeciętne danie kosztuje ok. Po pomnożeniu tego przez 4 i dodaniu jeszcze trochę za napoje, tracimy cały apetyt.
Kolejną próbę zjedzenia czegoś podejmujemy w restauracji położonej przy naszym parkingu. Jest trzy razy taniej, ale dowiadujemy się, że czas oczekiwania to minimum 40 minut — aż na tyle nie możemy sobie pozwolić. W końcu ze smętnymi minami lądujemy w McD przy stacji benzynowej.
SVATKA.PL – speed dating, szybkie randki, spotkania dla Singli
Po posiłku niespodzianek ciąg dalszy. W dobrej wierze chcemy skorzystać z kompresora, by sprawdzić ciśnienie w oponach.
A wiadomo, co jest dobrymi chęciami wybrukowane… Kompresor urządza nam przykry psikus: nie sprawdza ciśnienia, za to spuszcza nam kompletnie powietrze z jednej opony. Zrezygnowany R.
Nieruchomości :: stolorz.pl
Po kilku ruchach nasza pompka też odmawia posłuszeństwa, a my zostajemy z flakiem. Dookoła upał, marudzący i zmęczeni chłopcy. Na stacji pompek nie ma. Co robić, ruszamy ostrożnie dalej. Na szczęście na następnej stacji kompresor działa, więc przygoda kończy się happy endem choć dalej nie udaje nam się dokupić pompki. Dalej ruszamy już bez przeszkód. Chłopcy zasypiają jak na zamówienie.
Korzystając ze spokoju z tyłu dzieciaki odpadły , podjeżdżamy jeszcze do Kuremäe i robimy zdjęcie malowniczemu prawosławnemu Klasztorowi Wniebowstąpieni a kon. Dalej zagłębiamy się w tereny zamieszkałe przez starowierców. Co kawałek widzimy dawne zardzewiałe wieże strażnicze. Jedziemy wzdłuż ogromnego Jeziora Pejpus czwartego co do wielkości w Europie. Chłopcy śpią, więc nie decydujemy się zatrzymać na kąpiel. Na koniec robimy jeszcze razem z chłopakami zakupy na drugą część pobytu w markecie w Poltsamaa.
Wieczorem jesteśmy bardzo zmęczeni, ale pełni wrażeń — będziemy mogli powiedzieć, że objechaliśmy Estonię wszerz i wzdłuż.
Lista ogłoszeń
A chłopaki z nami. Nie zawsze jest różowo, ale świadomość, że podróżujemy razem, że przechodzimy razem przez różne sytuacje rekompensuje wiele. Rozpakowujemy się jeszcze na naszej nowej mecie i kładziemy się spać, ciesząc się, że przed nami jeszcze całe siedem dni pobytu! Nasza meta : to Aasa Puhkemaja k.
Kärsu, Pärnumaa. To dwa domy do wynajęcia położone na skraju lasu obok tradycyjnego gospodarstwa. Większy dom zajmują dziś młodzi tallińczycy imprezujący do późna jak to Estończycy mają w zwyczaju w weekendy. My zajmujemy mniejszy, ale jak na nasze potrzeby ogromny, mogący pomieścić nawet 7 osób domek. W porównaniu z poprzednim maleńkim domkiem-szałasem czujemy się tu jak w pałacu. Ogromny salon z kominkiem i w pełni wyposażoną kuchnią, dużą lodówką, kuchenką, piekarnikiem, ekspresem do kawy i mikrofalą, dwie spore sypialnie, taras i balkon dopełnia własna sauna, grill i miejsce na ognisko!
Po prostu raj! Chłopcy buszują wokół domu — dla nich taki duży teren to największa atrakcja, a wieczorem chętnie wygrzewają się w saunie. To miasteczko o wielowiekowej historii jest wymarzonym miejscem na niedzielny rodzinny spacer. Dzisiaj dodatkową jego zaletą jest to, że dojazd zajmuje nam zaledwie 40 minut, co po wczorajszych wielogodzinnych wojażach jest miłą odmianą. Rozpoczynamy od wizyty w tutejszej informacji turystycznej, która zgodnie z informacją w przewodniku jest bardzo dobrze zaopatrzona w broszury i mapy, nie tylko z najbliższych okolic, ale też z całej Estonii.
Miły pan daje nam nawet broszurę po polsku! Dalej ruszamy w stronę ruin zamku zbudowanego tutaj przez Kawalerów Zakonu Mieczowego w r. Obecnie teren ten to park zamkowy, położony na kilku wzgórzach porozdzielanych głębokimi fosami.
Ruiny tworzą malownicze tło dla widoków na jezioro i otaczającą zieleń. Zaliczamy też obowiązkowe przejście po malowniczym wiszącym moście z lat Estońskie Centrum Muzyki Folklorystycznej w Viljandi. W Parku zamkowym w Viljandi — ale huśtawa!. Wiszący most w Parku zamkowym — wizytówka miasta. Idziemy przez centrum miasta, zabudowane w większości przez stare, ale bardzo urocze drewniane domy jak one przypominają nam likwidowaną właśnie zabudowę Mińska Mazowieckiego… oby tutaj nikt nie wpadł na pomysł, bo zamienić je na centra handlowe i nowe bloki….
Przystajemy tu na chwilę przy fontannie Chłopiec z rybą na Placu Laidonera , chłonąc sielską, prowincjonalną atmosferę.
Chłopcy nie przepuszczą nam wejścia na żadną wieżę, więc z chęcią wdrapujemy się na odrestaurowaną wieżę ciśnień , z której podziwiamy panoramę jeziora i miasta z XVIII-wiecznym ratuszem. Fontanna na Placu Laidonera, w tle wieża ciśnień. Pomnik Johanna Köllera, tutejszego artysty sztuki naiwnej. Następnie kierujemy się już prosto na wyczekiwaną przez nasze pociechy kąpiel w wodach jeziora Viljandi. Schodzimy po ponad drewnianych schodkach, mijając wyraźnie nadgryzione zębem czasu, ale urocze tutejsze, chyba XIX-wieczne wille.
Brzeg jeziora jest dobrze zagospodarowany, są tu tereny sportowe ze stadionem i kortami tenisowymi, ale nas najbardziej interesują pomosty i trawiasto-piaszczysta plaża ze sporym placem zabaw. Nieco gorzej przedstawia się zaplecze gastronomiczne, tutejsze lokale oferują tylko dania fast-foodowe, chyba lepiej było zjeść w mieście, ale cóż — spieszyło nam się. W czasie kąpieli chłopców R. Z trudem wyciągamy chłopców z wody i pakujemy się do samochodu, gdzie błyskawicznie zasypiają. Po południu urządzamy rodzinne mycie Peugeota, a po podwieczorku ruszamy na spacer ścieżką turystyczną poprowadzoną przez naszych gospodarzy po okolicznych lasach.
Myśleliśmy, że będzie to mały spacerek, a okazuje się, że przeszliśmy blisko pięć kilometrów, pomimo znacznego skrócenia trasy! Przechodzimy też obok niewielkiego sztucznego jeziorka i mijamy miłe dla oka, a coraz rzadziej spotykane w Polsce prawdziwie wiejskie tereny z przydomowymi grządkami i polami. Widoki jak ze skansenu, tylko eternit na dachu nie pasuje…. Hej, ho, hej, ho, do lasu by się szło…. Profesjonalna ścieżka turystyczna wytyczona z naszego gospodarstwa. Drugi tydzień naszego pobytu inaugurujemy wycieczką do Tartu.
Długi dojazd ponad km wynagradza nam dzień pełen atrakcji i dla nas, i dla chłopców. Parkujemy na parkingu przy centrum handlowym i ruszamy chodniczkiem wśród drzew prosto na wzgórze katedralne. To przyjemny spacer — niemal całe wzgórze zajmuje rozległy park w stylu angielskim. Chłopakom wesoło — obaj obkleili się w samochodzie etykietami od butelek z wodą i teraz Sebuś wyglądający co najmniej dziwnie nie chce tego z siebie pozdejmować. W dodatku urządzamy im wyprawę lizakową, co dodatkowo pozytywnie nastraja ich do spaceru po mieście.
Mijamy budynek założonego na pocz. To miejsce skłania do zadumy i refleksji. Stwierdzamy, że oglądanie ruin świątyń to raczej rzadkość — znacznie częściej spotkać można pozostałości zamków, świątynie częściej są odbudowywane. Tartu — miasto o niemal letniej historii. Tymo sprawdza, którym proporcjom jest bliższy. Budynek obserwatorium astronomicznego XIX.
- SVATKA.PL – speed dating, szybkie randki, spotkania dla Singli?
- Wyróżnione ogłoszenia.
- Zobacz również.
Most Aniołów na wzgórzu katedralnym w Tartu. Schodząc ze wzgórza, zatrzymujemy się chwilę na ławce-huśtawce — uciecha dla wszystkich czworga: mała rzecz, a cieszy.