Harbutowice szukam kobiety
My stoimy na końcu, a on gdzieś tam. Czugalińska wtedy już po niemiecku do niego krzyczy, że ona musi dostać się do tej pracy. Jako dziesiąta, ostatnia, dostała się, wziął ją. Dziesięć dorosłych osób wydobył z tego obozu i pięcioro czy sześcioro dzieci, bo tam też inni jeszcze mieli [dzieci]. To o te dzieci do komendanta obozu — to już z relacji pani Czugalińskiej wiem — gdzieś tam od dwunastej do godziny szóstej wieczorem [ten Niemiec] wchodził i wychodził. Zapalał papierosa, pospacerował i z powrotem wchodził do komendanta, bo jemu [komendantowi] wolno było do dziesięciu osób [puszczać], rolnicy nie potrzebowali zresztą utrzymywać ludzi, tak teraz myślę.
O te dzieci tak walczył, żeby te dzieci A on brał do fabryki cukru, do Dinklar, taka miejscowość, teraz na mapie jej nie ma, ale w ogóle na mapie przedwojennej jest Dinklar. To była wioska, cukrownia. Tam żeśmy się dostali. Najpierw byliśmy w takim budynku murowanym, na piętrze. Sala olbrzymia. Potem nas przenieśli, z boku fabryki, bo znów brali Anglików do tych robót i oddali salę dla Anglików, mężczyzn.
Chciał, tylko komendant liczył, że to piętnaście osób czy szesnaście, nie dziesięć. Jemu nie wolno było, [oddać więcej niż dziesięć osób]. Tyle godzin Chyba że on tam coś jadł albo pił u tego komendanta, bo tu tylko papierosa zapalał. Pertraktacje o te dzieci. W każdym bądź razie, wszystko się udało i byliśmy tam w Dinklar. Pani Czugalińska tam pracowała przy takiej maszynie — jakby odpady, nie wiem, jak to się nazywa, [może wysłodki?
Ciężka praca.
Spis treści
Pracowała po dwanaście godzin, bardzo ciężko. Marysia pomagała, a chłopaki [pracowali] u bauera. Mój brat i chłopaki u bauera to przynosili, a ja siedziałam zamknięta cicho. Przynosili mi tam gruszki, jabłka, jajka, co można było, co tam było możliwe, co dostali.
Ta wioska to były lagry różnych zawodów i różnych narodowości — i Francuzi, i Anglicy. Cała wioska w lagrach była. Znaczy to były stalagi, bo tam na pewno byli [jeńcy różnych narodowości]. Niedaleko tej fabryki nie było dnia, żeby angielskiego samolotu nie strącili Niemcy. Bo były naloty. Tak jak chmura czarna się nasuwa, tak stal srebrna nasuwała się na niebo i Niemcy wtedy uciekali.
Mieli zbudowane niesamowite bunkry. Te bunkry były jak domy, a Polacy stali i machali chusteczkami, żeby wiedzieli, że tu są inni ludzie. Zawsze jeden samolot został strącony. Najczęściej brali do niewoli pilota, a niektóry sobie odbierał życie ostatnią kulką. Tenże Niemiec, który nas tam zaprowadził, przyszedł pewnego dnia. To znaczy on co jakiś czas przychodził z przedstawicielami Międzynarodowy Krzyż Przychodzili, sprawdzali, czy jest czysto.
On nas zawsze uprzedzał. To był nietypowy Niemiec. Wyznaczył dzień, godzinę. O co tu chodziło?
Samochód rozpadł się na dwie części. W wypadku zginęła młoda kobieta
Minęliśmy ten most i most poszedł w górę, czyli tam też był jakoś zorganizowany. Powrotu do Polski nie pamiętam. Są różne zdania Marysi, Czugalińskiej. Mój brat to w ogóle nic nie pamięta.
wypadek harbutowice
Mówię, że muzycy to chyba już w ogóle mają odloty. On nawet tych stołów nie pamięta w obozie. Nie pamięta. Tak mają muzycy, bo on od dziecka grał. Zresztą drugi, Andrzej Lucjan, muzykalny też, bardzo ładnie grał na fortepianie. O czym W każdym bądź razie 31 grudnia byliśmy już w Krakowie. Pani Czugalińska nie miała na nas żadnych dokumentów. Na Marysię, [swoją córkę], miała, na nas nie. Przekazała nas do sióstr, które tam prowadziły kiedyś RGO — to tam chyba, gdzie papież nocuje, na Franciszkańskiej. Tak, bo jak byłam ze szkolną wycieczką, to pamiętam, bo miałam za karę zamiatać to podwórko i szklane drzwi [pamiętam].
Ale ponieważ Kraków był jeszcze niemiecki, więc siostry nas wywiozły saniami, przykryci byliśmy. Harbutowice, miejscowość w górach. Tam żołnierki prowadziły dom dziecka, taki dla dzieci bez rodziców. Dużo było tych dzieci. Tam były normalne zajęcia. Dzieci mogły się trochę uczyć, które mniejsze, to zajęcia przedszkolne. A Niemcy sobie jeszcze na nartach jeździli w kombinezonach.
W trójkę już.
STOWARZYSZENIE KÓŁ GOSPODYŃ WIEJSKICH GMINY SKOCZÓW | stolorz.pl
Na Marysię miała [papiery pani Czugalińska]. My już w trójkę, tylko Zenek, Mundek i ja w domu dziecka. Bardzo fajnie było. Powiem, że bardzo miło wspominam, bo tyle piosenek, tyle różnych wiadomości. Tam Halka była kierowniczką tego całego domu dziecka. Nie wiem, czy do końca była, ale później to była jako pułkownik na Królewskiej 2, tu gdzie mieszkają żołnierze, oficerowie. Widziałam ją, ale była taka sytuacja, że nie mogłam jej zagadnąć. Natomiast jednej pani w Świdrze przyglądam się i przyglądam.
Jak ona miała na imię Halka to była kierowniczka, ale nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć imienia [tej drugiej]. To było w przychodni, pielęgniarką była.
- forum randkowe ruda-huta;
- stara błotnica portal randkowy;
- Harbutowice: Potrącił narciarkę i odjechał. Policja szuka świadków.
- Komenda Stołeczna Policji.
- Sułkowice (gmina) – Wikipedia, wolna encyklopedia.
- bolesławiec spotkania dla samotnych;
Jest na pewno gdzieś tam albo nie ma tej przychodni w Świdrze. Ona mówi, że tak. I też zaraz lekarz ją wołał. Nie mogłyśmy porozmawiać.
Jak zwrócić produkt?
No życie, po prostu [toczy się dalej]. Dokładnej daty nie pamiętam. W każdym bądź razie tak: najpierw była Warszawa wolna — to pamiętam, któryś chłopak poduszkę rozpruł, pełno pierza było, żeśmy zbierali to pierze — a potem Kraków był wolny, nie pamiętam, w jakim miesiącu. Moja starsza kuzynka, Stasia ze [Stoczka], która opiekowała się zawsze mną, jak trzeba było, przyjechała po mnie i mówi, że mama żyje i jest w Warszawie. Tak, to już musiało być po zakończeniu wojny, z tym że to było jeszcze tak Jeszcze wcześniej ten dom stał na linii frontu, czy białoruskiego, czy ukraińskiego — nie wiem.
W każdym razie już przyszli żołnierze radzieccy do pani Halki, już tam wszystko planowali, przenoszenie tego domu w bezpieczne miejsce, bo tędy front miał przechodzić. Akurat na tej linii dom był. Ale akurat tego już nie przeżywałam, tych przenosin, bo już ta Stasia, [najstarsza siostra cioteczna] — czyli już musiała być końcówka wojny — przyjechała po nas, wszystkich troje zabrała: [mnie, mojego brata Zenka i Edmunda Zielińskiego]. No koszmar to był, te pociągi i w ogóle.
Jeszcze żołnierze tam po drodze, na tych stacjach… To już zresztą takie mniej ważne. W każdym razie, ważne jeszcze później jest, że wysiedliśmy na dworcu towarowym na Towarowej, a ja zaczęłam tupać nóżkami.
- celestynów randki i przyjaciele;
- Randki kobiety.
- Ogłoszenia pań, Harbutowice?
- Zobacz wpisy?
Ja chcę do mamy!