Katolickie spotkania dla singli gnojno
Jak możemy przeczytać w przewodnikach: Bug to naturalna rzeka, w której bieg nie ingerował człowiek. Wspólnie stwierdzamy, że to dotyczy chyba tylko pogranicznego odcinka rzeki, ponieważ Bug na Ukrainie bardziej przypomina kanał niż naturalnie płynącą rzekę. Płyniemy dalej wzdłuż granicy polsko-białoruskiej. Szukamy miejsca, w którym możemy zorganizować postój, i niebawem je znajdujemy. Zatrzymujemy się w Sławatyczach, w miejscowości, w której letnia cerkiew stoi tuż po sąsiedzku z kościołem katolickim.
Opuszczając miejscowość, obserwujemy nielicznych ludzi w samochodach stojących w kolejce na moście Sławatycze—Domaczewo, który jest jednocześnie przejściem granicznym. W Jabłecznej pogoda znowu się psuje. Na rzece pojawiają się duże fale.
Echo Katolickie
W żaden sposób nie możemy dopłynąć do zaplanowanego miejsca postoju. Jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Będąc jeszcze na wodzie, z radością spostrzegamy krzyże kolorowych kapliczek prawosławnego klasztoru w Jabłecznej. Wśród traw i starych dębów próbujemy wyjść na brzeg. Ogień nie chce się palić. Marek, kierownik spływu, idzie do klasztoru i prosi o coś gorącego na obiad.
Może dlatego, że jest w szortach i rozerwanej kamizelce, mnisi go wypraszają. Ja podchodzę do bramy i proszę batiuszkę, żeby wysłuchał pielgrzymów płynących Bugiem.
- darmowe randki żelechlinek.
- POWIAT BIALSKI - Kościół - Zbiórka na remont kościółka św. Jana w Starym Bublu.
- Msza św. dla poszukujących męża albo żony g. 20:00 - 30 czerwca, wtorek;
Batiuszka nie tylko wysłuchuje naszej historii, lecz także woła z kuchni innych mnichów. Duchowni w czarnych habitach wynoszą nam duży dzban zupy z koszem pysznego chleba. Jeść możemy jednak tylko na zewnątrz. Zupa co prawda jest bezmięsna, ale w tych warunkach to niebo dla naszych podniebień. Noce stają się coraz cieplejsze. Płynięcie nie jest już męczarnią, ale wspaniałym odpoczynkiem. Nie ma także ryzyka wywrotek, które towarzyszyło nam na pierwszym etapie spływu. Udaje się nam realizować dzienny plan, który zakłada przepłynięcie 25—30 km.
Dopływamy do wysokiej skarpy. Gdzieś za jej brzegami ulokowany jest letni Kodeń. Białorusini nie mogą uwierzyć, że 22 km od naszego Brześcia mieści się takie muzeum pod otwartym niebem. Jeszcze bliżej Brześcia znajduje się letnia wioska Kostomłoty, w której mieści się jedna z ostatnich parafii unickich w Europie. Następnie dopływamy do przedmieść Terespola. Wioska Żuki, leżąca na samym brzegu rzeki, znajduje się już na terenie gminy Terespol. Nie możemy dalej płynąć.
Do przejścia granicznego Terespol—Brześć zostaje około 2—3 km. Tu na łące czekamy na przyjazd zamówionej lawety. Najbliższy odcinek w okolicach przejścia granicznego w Terespolu musimy przekroczyć pieszo. Tak się składa, że Polska nie ma w tym miejscu wodnego odcinka granicy. Tutaj Bug całkowicie znajduje się na terenie Białorusi, w granicach zespołu fortyfikacji Twierdzy Brzeskiej.
GNOJNO, Św. Jana Chrzciciela
Jak dotąd nikomu jeszcze nie udało się uzyskać stosownego pozwolenia, aby wpłynąć do tej strefy. Niestety, tak jest i tym razem. Następny postój mamy w Łobaczewie, kilka kilometrów za Terespolem. Jest to kolejna łąka, na której dołączają do nas koledzy z Białorusi i Polski oraz nasi przyjaciele z warszawskiej agencji ATM, którzy będą przygotowywać materiał filmowy ze spływu.
Władze gminy Terespol organizują dla nas ognisko, a młode artystki z Łobaczewa dają wspaniały koncert na brzegu rzeki. Tego jeszcze nie było. Na wysokości wsi Gnojno Bug przestaje pełnić rolę rzeki granicznej. Płynąc od Gnojna, nie musimy już trzymać się lewego polskiego brzegu rzeki, jak robiliśmy do tej pory, ale możemy wybierać dowolny szlak oraz miejsce postojowe tam, gdzie mamy na to ochotę. Tym razem wybieramy prawy brzeg rzeki. Wiekowa i prawie niezamieszkana wioska Niemirów jest miejscem naszego kolejnego postoju. Do niedawna można tam było zobaczyć jeden z nielicznych już starych promów mechanicznych.
Kolejną miejscowością postojową po Niemirowie jest Janów Podlaski. Całą ekipą wybieramy się pieszo do stadniny koni arabskich, a następnie do centrum Janowa. Na rynku głównym miasteczka spotyka nas fantastyczna atmosfera przeszłości. Kościół i rynek, zabytkowy zespół pałacowy oraz stacja paliw z muzealnym wyposażeniem zachwycają nie tylko Białorusinów. Tutaj, w centrum Janowa muszę odnaleźć pewien dom, a właściwie jego właściciela. Jest nim mój przyjaciel Maciej Falkiewicz — koniarz i wspaniały polski malarz. Miejscowi wskazują mi stary dom pokryty bluszczem, usytuowany w zachodniej pierzei rynku.
Dużo nas — witam się z gospodarzem domu.
- portal randkowy i okolice szczecinek.
- majdan królewski darmowe randki.
- forum randkowe radziemice.
- katolickie spotkania dla singli sosnówka.
- Cookie Control!
Nic strasznego, zapraszam wszystkich — wykrzykuje z entuzjazmem, dodając: — Proszę nie zwracać uwagi na konie. Trzeba wspomnieć, że chodzą one wolno po podwórku. Gospodyni domu robi herbatę, a Maciej wprowadza nas do galerii.
Zobacz wpisy
Dłuższy czas przebywamy w niej wśród obrazów mojego polskiego przyjaciela. Następnie pieszo udajemy się do stadniny, korzystając z pomocy przewodnika i jednocześnie mojej znajomej Małgorzaty Grabowskiej.
Dziewczyna opowiada nam o historii stadniny, pokazuje stajnie, stodoły, konie, a także konny cmentarz oraz zespół zabudowy architektonicznej stadniny. Tu po raz pierwszy od dłuższego czasu niektórzy z członków naszej ekipy mogą zjeść kolację przy stole, skorzystać z czystej ubikacji i prysznica. To oni — bohaterowie naszego spływu, mężczyźni, którzy nie wyjeżdżali ani razu do domu — cieszą się najbardziej z uroków cywilizacji.
Na nocleg wracamy jednak do siebie, do namiotów. Niestety, w nocy gubimy drogę na pole namiotowe, dzwonimy więc ponownie do Falkiewicza. Biedny Maciej o północy wozi nas polnymi drogami w swoim samochodzie do pola namiotowego, po siedem osób w każdym kursie. Na szczęście wszyscy docieramy na miejsce bezpiecznie. Robimy wspólne ognisko. Partnerka Macieja prosi o jedną rzecz:. Dalej śpiewają wszyscy, kto co zna.
Co za dziwny wieczór!