Rotmanka samotne dziewczyny

Ofiar wśród ludzi nie było. Gospodarstwa zostały odbudowane jeszcze tego samego roku. Ciężkie czasy zawisły jednak nad dwoma Rokitnickimi rodzinami. Mieli oni coś tam powiedzieć, złożono na nich donos i zesłano ich na jakiś czas do obozu koncentracyjnego. Powodem donosu — przyp.

Tłumacza była z jednej strony stara nienawiść, z drugiej żądza jednej z osób poprawienia swojej sytuacji.

Tłumy pod Martwą Wisłą. W niedzielę jadą auta [WIDEO]

Wojna zbliżała się ku końcowi. Kto chciał ten koniec przeżyć musiał się mieć na baczności i na ten temat milczeć. Czy koniec ten zajrzy także do nas? Tegoroczne zbiory zbóż były imponujące, a do tego przebiegły bez przeszkód. Również warzywa obrodziły szczodrze, tyle że jesień była bardzo wilgotna, co znacząco utrudniało prace polowe. Szczególnie trudne okazało się dostarczanie buraków do cukrowni w Pruszczu. Miało to związek z ukończeniem budowy lotniska. Pasy startowe i dojazdowe przecięły drogę do Pruszcza w dwóch miejscach, co powodowało, że musieliśmy jechać z burakami przez Radunicę.

Na drodze do Radunicy wybudowano baraki oraz ogromne garkuchnie. Zbiegło się to w czasie z przerwaniem frontu rosyjskiego w Prusach Wschodnich. Docierały już pierwsze pochody uciekinierów, nie dotknęły one jednak Rokitnicy.

STREFA ROZRYWKI

Nacisk Rosjan zelżał; było do czas Powstania Warszawskiego; panował wówczas niemalże całkowity spokój. W każdą niedzielę każda wioska zobowiązana była do wystawienia określonej liczby siły roboczej do przerzucania mas ziemi z tworzonych rowów i wałów. Niestety nie zdołano tym razem we właściwy sposób wykonać orki ozimej. Poza tym w dalszym ciągu było spokojnie, odbywały się nawet bieżące zjazdy hodowców bydła i trzody.

Gdańsk jeszcze stał i żył, ale na krótko przed świętami przyszły pierwsze poważniejsze ataki. Zrozumieliśmy, że i nasze miasto nie zostanie oszczędzone. W okolicy Nowego Roku przyszły mrozy. Był to bardzo nerwowy przełom roku. Mogło by się wydawać, że prawie zapomniano o wojnie, bo wszędzie odbywały się polowania. Mieliśmy bardzo dobry sezon na zające, co zaowocowało doskonałymi rezultatami polowań.

Ale nie u wszystkich myśliwych atmosfera była dobra. Już niedługo miało dojść do zacieśnienia się kotła wokół nas, takie były też nasze przypuszczenia. Z początkiem stycznia, a może już przed świętami, gminy zobowiązane zostały do udostępnienia pojazdów. Zostały one uformowane w kolumny i zadaniem ich było dostarczenie zboża i ziemniaków na tyły frontu. Związek hodowców bydła i trzody wyszukiwał na terenie Żuław Wielkich zwierzęta zagrodowe i spędzał je na teren Żuław Gdańskich. Sąsiad Behrend zobowiązany został do opieki nad nimi.

Nagle rozpoczęto wysiedlanie Żuław Wielkich. Spotkało się to z ogólnym brakiem zrozumienia, gdyż mieszkańcy Prus Wschodnich przebywali jeszcze w swoich domach. Czy może jednak ewakuacja została już całkowicie zakończona? Mieszkańcy Żuław zaczęli wracać. Z obszaru tczewskiego, a może z jeszcze odleglejszych miejsc pędzono tu ogromne stada bydła do uboju.

Dochodziło do bardzo smutnych scen. Zwierzęta za nic nie chciały opuszczać swoich zagród i wiosek. Uciekały na podwórza i z powrotem do obór. Zwierzęta krótko przed ocieleniem miały być zebrane razem, taki był przekaz, ale tak naprawdę nikt nie wiedział dokładnie, czy nie jest to jednak karalne. Jednak zrobiono to; w początku uważano, że wszystko jest w porządku. Celem dla tych stad była rzeźnia w Gdańsku.

Temperatura spadała lecz niepewność rosła. W godzinach południowych otrzymaliśmy telefon z Kiezmarka od znajomej rodziny z okolic Nowej Holandii, która miała być już na trasie ucieczki.

Czy samotne kobiety są szczęśliwe? Fakty o których nie wiesz

Prosili, by i stamtąd odebrać, kobiety i dzieci. Mężczyźni na wozach konnych ustawili się na Wielkiej Żuławie w oczekiwaniu na przeprawę przez Wisłę. Po krótkich ustaleniach na temat możliwości ich rozpoznania — nie znaliśmy się osobiście — udałem się w drogę. Droga do Kiezmarka była bardzo gęsto wypełniona ludźmi, którzy nie myśleli o niczym innym, jak tylko iść przed siebie. Przejazd był więc bardzo trudny, ale po odbytej chorobie moje zwierzaki pociągowe były w dobrej kondycji. Bez trudności odnalazłem naszych znajomych. Kiezmark był bardziej niż przepełniony ludźmi, szukającymi rozpaczliwie pomocy.

Podejmowano wprawdzie kroki, by udzielić im pomocy, ale tego wszystkiego było za dużo. Tłumy ludzi uciekały po prostu na zachód.


  1. Pomorskie kobiety.
  2. Rokitnica – tu Sowieci polowali na dziewczyny.
  3. katolickie spotkania dla singli syców.
  4. zawadzkie szybki randki.

Przede wszystkim wielu koncentrowało się na tym, by rodziny trzymały się razem, bądź też by się wzajemnie odnaleźć. Wiele osób stało z przyczepionymi na plecach albo na piersi plakatami. Inni, w szczególności samotni skombinowali sobie krzesła i przerabiali je na coś w rodzaju sań, na których ciągnęli resztki swojego dobytku. Pomiędzy ludnością cywilną, przeważnie kobietami, dziećmi i starcami dostrzec można było pojedynczych pojedynczych żołnierzy. Zgubili oni swoje oddziały.

Menu główne

Również porozbijane grupy Volkssturmu, ze strzelbami myśliwskimi na plecach ciągnęły w drogę. Wieczorem doszło do ponownego ataku samolotów na Gdańsk. W trakcie innego przedpołudnia dotarły wozy konne naszych znajomych. W zrozumiały sposób dołączyli się do nich jeszcze inni członkowie rodzin; rodziny, za wszelką cenę próbowały trzymać się razem. Jakież niesamowite przeżycia musieli mieć ci wszyscy za sobą, zanim zdołali tu dotrzeć!

Najpierw niepewność tego, co ich czeka. Nikt nie mógł opuszczać swoich wsi na własną rękę; partia określała termin, przekaz brzmiał, jakoby nie istniało żadne zagrożenie. Wszyscy, w jakikolwiek sposób sprawni mężczyźni musieli do Volkssturmu. Wiele kobiet musiało radzić sobie w tych trudnych chwilach w pojedynkę. A potem, gdy u wiosek stali już Rosjanie, nikt o niczym nie powiadamiał.

Samotne dziewczyny szukające chłopaka

Decyzyjni opuścili te miejsca już dawno. Ludzie pakowali swój dobytek i wdali się z Rosjanami w swoisty wyścig. Jedynymi pomocnikami dla tych rodzin byli często jeńcy lub tak zwani obcy robotnicy. A gdy czołgi przedarły się już pod Elbląg, odcinając możliwe drogi ucieczki, uciekali wszyscy Zalewem Wiślanym. Lód na zalewie został jednak uszkodzony bombami i granatami.

Właśnie rozpoczęła się największa tragedia w historii Niemiec. Rosjanie nie rozbudowywali swojego natarcia w celu dalszego marszu na zachód, lecz, jak się mieliśmy później dowiedzieć, przygotowywali wielkie natarcie na Gdańsk, od strony południowej. Atakujący zostali zmuszeni do tego w wyniku bohaterskiej obrony mostu w Malborku. Przerwa ta oraz utrzymujący się mróz dał uciekinierom możliwość kontynuacji marszu przez Zalew Wiślany w kierunku zachodnim. Uciekinierzy przemieszczali się jednak zwolnionymi drogami i duktami w dwu- i trójszeregu, zajmując całą szerokość tras.

Trwało to tygodniami. Pod wieczór szukali opuszczonych zabudowań i zagród, by choć trochę odpocząć i nakarmić konie. Nocą przejazd kolumn był niemożliwy. Niemal co noc trwały naloty. Wiele osób czuło się u podejmujących ich gospodarzy tak dobrze, że postanawiali nie udawać się w dalsza drogę.

Byli też tacy, którzy niemalże bez przerw parli na zachód. Obrazy z poboczy tras były straszliwe. Zwłoki i szczególnie padnięte zwierzęta zalegały w śniegu. Trzeba pamiętać, że był to okres źrebienia. Klacze wyrzucały źrebięta z siebie prosto na śnieg, te zabijano i kontynuowano podróż. Wielkie znaczenie dla naszej wsi miała wtedy kuchnia w barakach; tam gotowano na okrągło, by tłumy nadciągających ludzi mogły dostać ciepłą strawę. Ale także w gospodarstwach gotowano od rana do późnej nocy, gdyż każdy chciał pomóc.

Co za los! Kto nie przeżył tego sam, nie będzie mógł sobie tego wyobrazić. W naszej zagrodzie mieliśmy do koni uciekinierów dziennie. Przy wszystkich tych uciekających trzon naszych starych znajomych pozostał. Nie zamierzali udawać się w drogę, woleli dzielić nasz los.